niedziela, 14 czerwca 2009

Let's get started

Siema!

Zakończywszy akademickie przygody, dzisiaj wyruszyliśmy zwiedzać okolice. Zaczęliśmy od ogrodo-galerio-biblioteki – kompleksu w którym znajdują się te trzy instytucje. Ogrody – zdjęcia mówią same za siebie, galerie – też przyzwoite (może bez wielu nazwisk ale za to naprawdę interesujące), natomiast biblioteka – miodzik. Pierwszy raz zobaczyłem w oryginałach tyle słynnych książek od Kopernikańskiej o obrotach sfer niebieskich po wszystkie anglojęzyczne wydania „O pochodzeniu gatunków” Darwina.

To był jednak dopiero początek, następnie przetransportowaliśmy się naszym wehikułem do centrum LA i pospacerowaliśmy po Downtown. Po raz pierwszy wiedziałem co robię w tam tym rejonie i poruszałem się z jakimś wcześniej (chociaż niewiele) ustawionym planem. Nawet zaczęło mi się tam trochę podobać, aczkolwiek brud i syf na ulicach nadal są obecne. Przynajmniej pokazałem odrobinę prawdziwej twarzy tego miasta.

Na koniec dnia zostawiłem panoramę LA i wizytę w obserwatorium. Na zachodzie to dopiero umieją robić muzea, instytucje naukowe. Aż się nie chce z nich wychodzić (i nie dlatego, że nie spuszczają z powrotem. Obejrzeliśmy fascynujący film w planetarium, poważyliśmy się na Księżycu i moi słuchacze mieli okazję dowiedzieć się kilku ciekawostek z astronomii. Na dokładkę była okazja do zdjęć widokówkowych.

Jeśli o zdjęciach już mowa to zapraszam na moje – reszta przyjdzie później:

http://picasaweb.google.com/marzast/2009_06WyjazdDzien1#

pozdrawia
Marian Zastawny
Pasadena, California

piątek, 12 czerwca 2009

Marian Zastawny, Master od Science in Aeronautics

Siema!

Przyznam szczerze, że jeszcze nie wiem czy dyplom, który dzisiaj otrzymałem wart był tego wysiłku co go było trzeba włożyć w te studia, ale ceremonia dyplomowania to naprawdę wspaniałe przeżycie, zwłaszcza jak jest się jednym z aktorów.

Z rana pobudka, kawka i wciśnięcie się w togę. Początkowo wydawało mi się, że wyglądam jak idiota, ale później pomyślałem, że oprócz mnie będzie nas kilkuset idiotów, którzy skończą ten dzień z dyplomami dobrej uczelni. Dostałem się do swojego wydziału sesja zdjęć z profesorami i innymi studentami, a potem uroczysta procesja, podczas której czułem się niczym gwiazda filmowa, przez te wszystkie aparaty i kamery, skierowane na kogoś innego…

Niesamowita impreza i szczerze żałuję, że w Polsce czegoś takiego nie ma – jak będę już dziekanem to to wprowadzę.

Na koniec pozostaje duma, żal i radość.

Duma – udało się,
Żal – większości z moich dobrych znajomych pewnie długo nie zobaczę,
Radość – wakacje i znowu w podróż…

pozdrawia

Marian Zastawny
Pasadena, California

czwartek, 11 czerwca 2009

It has begun

Siema!

Zgodnie z planem wczoraj około 15:30 na lotnisku w L.A. wylądował JumboJet z moimi gośćmi na pokładzie. Po kilku godzinach cierpliwego wyczekiwania na lotnisku w końcu miałem okazję zobaczyć nie oglądane od tak dawna facjaty mamy i Tomka. Przylecieli zadowoleni i pełni entuzjazmu, co zapewne słuszne – moją pracą będzie najpierw stłamsić ten pierwotny entuzjazm, aby następnie obudzić prawdziwy gejzer emocji, tym się teraz zajmuję…

Wynajęliśmy samochoda, pięknego czarnego eskorta i ruszyliśmy w drogę. Okazało się, że wykonanie planu trasy nie było takie łatwe, ale Maniuś sprawdził się przynajmniej w improwizacji i po 2 h odnaleźliśmy hotel. Na dopełnienie emocji pokazałem moją szkolę, poszliśmy do Meksykanina na kolację i wtedy łup niczym młotkiem dopadło ich zmęczenie. No to pojechali do hotelu, a ja poszedłem do kumpli zrobić użytek z tych butelek wódki co dostałem je z Polski…

Dzisiaj natomiast kiedy doszliśmy do siebie, każdy na swój sposób rozpoczęliśmy zapoznawanie się z uczelnią. Mimo moich usilnych starań aby pokazać jak uciążliwe było tu życie Tomuś i mama nadal byli nią zachwyceni, by tu spędzili jeszcze miesiąc to by zrozumieli prawdę. Jutro wielki dzień – Marian się broni, więc grzecznie idę spać, by wkrótce grzecznym przestać być.

http://picasaweb.google.com/marzast/2009_06LAPrzyjazd#

pozdrawia
Marian Zastawny
Pasadena, California

poniedziałek, 8 czerwca 2009

DONE

Siema!

Ufff! Długo to trwało a ostatni sprint był mocno wycieńczający ale udało mi się ostatecznie zakończyć z pozytywnym skutkiem moją akademicką przygodę z Caltechem. W zeszły czwartek oddałem ostatni egzamin do oceny i od tamtego dnia mam już wolne. Nie pisałem wcześniej, bo zaraz następnego ranka wybraliśmy się z kumplami do Vegas obchodzić urodziny jednego z nas.

Wyjazd zgoła inny od poprzedniego i pewnie też inny od następnego. Tym razem jechałem z kumplami na imprezę, czyli robić coś do czego technicznie Vegas zostało stworzone. Wynajęliśmy zatem 5cio gwiazdkowy hotel (fakt 7 osób w czwórce, ale nieważne), limuzynę i stolik w eleganckim klubie. 2 dni zabawy do rana przeplatanej wylegiwaniem się nad basenem i przegrywaniem kasy w kasynie.

Muszę szczerze przyznać, że mimo iż było fajnie to nie jest to moim zdaniem najlepszy sposób spędzania wolnego czasu i wydawania pieniędzy. Szczerze to chyba lepiej się bawiłem nocując na dziko na plaży. Warto było jednak przeżyć takową przygodę.

Od środy mam gości i zaczynamy wielką Road Trip dookoła okolicy, więc warto abyście śledzili znowu ten blog bo będę starał się publikować prawie codziennie.

pozdrawiam i zapraszam na foty:

http://picasaweb.google.com/marzast/2009_06VegasJason#

pozdrawia
Marian Zastawny
Pasadena, California

niedziela, 10 maja 2009

J trees

Siema!

Jak to w weekend zazwyczaj bywam poza miastem. Tym razem wypadło na podróż na pustynię, a właściwie to do parku narodowego tzw. drzew Jozuego. Nie bardzo jestem w stanie je opisać ale jak zobaczycie fotki to będziecie wiedzieć o co chodzi.

Co prawda trzeba było wstać wcześnie rano i jechać tam ponad 2 godziny, ale zdecydowanie było warto. Oprócz wspomnianych wcześniej drzewek, mogłem pochodzić po hamulcach w poszukiwani grzechotników (na razie żadnego nie znalazłem) i w ogóle pobyć na pustyni –świetna sprawa, zwłaszcza gdy zostajesz kilkaset metrów za kumplami praktycznie sam w tej otwartej przestrzeni. Człowiek nagle się czuje bardzo mały przy takiej sytuacji.

Do plusów muszę jeszcze dodać wycieczkę do sklepu monopolowego – gdzie w końcu znalazłem tyskacza, którego będę jutro serwował kumplom razem z pierogami – tak jest Maniuś gotuje, zobaczymy co z tego wyjdzie…

http://picasaweb.google.com/marzast/2009_05JoshuaTreePark#



pozdrawia
Marian Zastawny
Pasadena, California

piątek, 8 maja 2009

american lifestyle

Siema!

W tym tygodniu mamy dwa wydarzenia, zatem i dwa wpisy na blogu. Wczoraj zrobiłem coś amerykańskiego – pojechałem z kumplami na mecz Baseballa. Wydarzenie dosyć normalne dla każdego Amerykanina, dla mnie było niezwykłe, jak zresztą większość rzeczy, które tutaj robię.

Zacznijmy jednak od początku. LA ma dwa kluby LA Angels i LA Dodgers. Ja byłem na meczu tych pierwszych z klubem z Toronto. Bilet tylko $ 6 za trzygodzinny mecz. Wyobraźcie sobie, że każda drużyna gra w sezonie około 160-180 takich meczy. Nieźle co nie? Oczywiście barierą aby się na stadion dostać była odległość i czas – na grę rozpoczynającą się o 7.15 musieliśmy wyjechać o 5:30 i ledwo, ledwo zdążyliśmy, aczkolwiek nic nie tracąc. Zresztą i tak nikt specjalnie się grą nie emocjonuje, chodzi o to aby posiedzieć ze znajomymi/rodziną, napić się drogiego piwka i zjeść Hot-Doga.

A gra to przede wszystkim show. My trafiliśmy na 80ties night, czyli tematem wieczoru były lata osiemdziesiąte. W czasie przerw na ekranach pokazywano wspominki z tamtych lat itp. Ogólnie fajny sposób na spędzenie całego popołudnie, żeby nie ten dojazd….

http://picasaweb.google.com/marzast/2009_05BaseballGame


pozdrawia
Marian Zastawny
Pasadena, California

niedziela, 3 maja 2009

Góry, jescze raz góry...

Siema!


Przyszła najwyższa pora na mój cotygodniowy post. Wiele się ostatnio dzieje, dlatego też nie bardzo stoję z czasem, co skutkuje ograniczeniem wpisów do jednego tygodniowo.

Mam nadzieję, że weekend majowy udał wam się równie dobrze jak mi, ale zacznijmy od początku tygodnia. Otóż o ile w środę podczas kolosa z matmy przeżywałem załamanie nerwowe to w czwartkowe popołudnie udało mi się złożyć do kupy mój eksperyment w tunelu aerodynamicznym (wkrótce wyślę zdjęcia). Nie było to zadanie trywialne, tym bardziej sukces mnie mocniej pokrzepił. Na dodatek całe ustrojstwo działa, może nie najlepiej, chociaż to też dobrze bo mamy pole do poprawy.

Ostatnio uprawiam coraz więcej chodzenia po górach dlatego też i tym razem seria weekendowych zdjęć zawiera gównie pustynne szczyty. Nasza dzisiejsza wyprawa wiązała się z super emocjonującą wspinaczką (trzeba było używać rąk) na szczyt wzgórza, ale widok był niesamowity. Przepraszam za mało zdjęć, ale ofiara zapomniała, że nie ma naładowanych baterii i ostatecznie cykaczka starczyła tylko na 50 fotek:

http://picasaweb.google.com/marzast/2009_05MalibuHiking#

pozdrawia
Marian Zastawny
Pasadena, California